O różnorodności w Kościele

Jedną z najpiękniejszy rzeczy w Kościele jest różnorodność, kultur, rytów i sposobów przeżywania wiary, wystarczy spojrzeć tylko na  nasze polskie podwórko od Charyzmatyków , poprzez Neokatechumenat, Oazę, Domowy kościół, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, pobożność tradycyjną do miłośników Mszy Trydenckiej i wszystkiego co było przed Soborem. Katolicy konserwatywni, liberalni, a nawet w ostatnich latach czytam o lewicy katolickiej, cokolwiek miałoby to znaczyć…. Ta różnorodność wydaje się być czasami trudna, zwłaszcza w momencie kryzysu jaki obecnie przeżywamy. Dlaczego? Wszystko byłoby pięknie, bo w Kościele jest miejsce dla każdego, ale chodzi o to rozumienie Ewangelii i posłuszeństwo nauczaniu Kościoła…

Wątków jest naprawdę wiele. Chciałabym tutaj zwrócić uwagę na jedną rzecz. Miałam ostatnio ciekawą wymianę zdań w Internecie na temat udziału w marszu 2 kwietnia. Wiem, ze to już dawno było ale temat ten nie daje mi spokoju. Czytałam w jednej z wypowiedzi, że to nieewangeliczne, że polityczne, że zapomina się o ofiarach, nie widzi się pojedynczego człowieka…I nie wiem skąd ta narracja. 

Myślę, że chrześcijaństwo ma wymiar społeczny i  katolicy mają prawo i obowiązek, wychodzić w marszach pokojowych w obronie tego co jest dla niech ważne, do takich spraw zaliczam, wyrażenie solidarności z osobą Jana Pawła II i obronę życia poczętego. Wiara nie jest prywatną sprawą, przeżywamy ją we wspólnocie i jako wspólnota osób wierzących jesteśmy za siebie odpowiedzialni i jako wspólnota budujemy też swoją wiarę lub osłabiamy, we wnętrz Kościoła najpierw. Osobiste poglądy wygłaszane do mediów przez niektórych kapłanów, dziennikarze katoliccy, którzy bez umiaru krytykują Kościół jak dyżurni, wezwani do tablicy w odpowiednim momencie. Brak wyważonych głosów w trudnych sprawach Kościoła nie rozmywających prawdy ze strony osób duchownych i świeckich,  nie buduje wiary wręcz ją osłabia.

Może w imię Ewangelii powinniśmy pozwolić się zniszczyć mediom, pokornie milcząc i bijąc się w piersi z powodu obrzydliwych grzechów naszych braci w wierze, naszych pasterzy i uznać,  bijcie nas, bo zasłużyliśmy na to, wierni przyjaciele… Może.

A może tak byłoby lepiej,  nazwać grzech, odbyć pokutę i zadośćuczynić tym którzy doznali krzywdy również przez modlitwę i odważnie żyć Ewangelią, w zgodzie z nauczaniem Kościoła, budując kulturę szacunku ( bardzo spodobał mi się ten zwrot usłyszany w środowisku charyzmatycznym) wobec  różnorodności we wnętrz Kościoła, nie prześcigając się w tym kto ma bardziej, a kto mniej, rację, kto żyje bardziej Ewangelią, a kto mniej.   

Ktoś ze środowiska tradycjonalistycznego powiedział mi, że ekumenizm to powinniśmy budować najpierw w samym Kościele i wydawało mi się to bardzo trafne, patrząc na to co się dzieje. Nowe czasy, stawiają nowe wyzwania.

  

Kilka myśli w sprawie Jana Pawła II

To, że świat na głowie staje to wiadomo nie od dzisiaj, również w sprawie autorytetów i wszystkiego co do tej pory wydawało się niepodważalne i niekwestionowane. Dlaczego miałoby to ominąć Jana Pawła II? W związku z  doniesieniami medialnymi na temat działalności Kardynała Wojtyły i całą burzą medialną, również w podzielonym środowisku katolickim, po przeżyciu różnego rodzaju emocji   nasuwa m się kilka pytań, które chciałabym zadać w przestrzeni Internetu. Komu zależy na niszczeniu dobrego imienia Jana Pawła II, dlaczego i za czyje pieniądze? Ponieważ jestem głęboko przekonana, że nie chodzi tutaj ani o prawdę, ani o osoby pokrzywdzone…. Zbyt duża sensacyjność sprawy na to wskazuje. Dlaczego właśnie w tym momencie podsyca się opinię publiczną kolejna aferą? Przecież te dokumenty w IPN były od dawna. Zbyt wiele pytań w tych bolesnych oskarżeniach. O uczciwość i rzetelność. O jakie dobro tu chodzi? Ciężko zrozumieć, że ci sami ludzie, którzy kiedyś grzali się w blasku wielkości Jana Pawła II,  dzisiaj nie chcą  zagłosować w obronie Jego dobrego imienia lub wydają opinie natychmiastowe i z pełnym przekonaniem.

Myślę, że  nawet gdyby popełniał błędy, nie do końca załatwiał sprawy tak jak my dzisiaj je oceniamy, czy naprawdę przekreśla to cały jego dorobek dla Kościoła i świata? I to kim był? Według mnie nie. W ogólnym przekazie  medialnym zapamiętałam jedno zdanie byłego prezydenta Kwaśniewskiego: Nie postrzegam Jana Pawła II przez pryzmat pedofilii, jego osiągniecia są  ogromne. Nie dlatego zapamiętałam tę wypowiedź, że szczególną sympatią darzę byłego prezydenta ale byłam zdumiona, że stać go było  na wypowiedzenie takiego zdania, gdzie nowocześni lub tradycyjni  katolicy wydają wyroki i osądy.

Mam do papieża stosunek emocjonalny, rosłam razem z jego pontyfikatem, był i jest dla mnie kimś kto znacząco wpłynął na moje życie, na sposób postrzegania świata, wiary, ojczyzny, był dla mnie wzorem człowieka modlitwy i miłości do Chrystusa, i człowieka,  i nic nie jest w stanie tego zmienić.

Nigdy nie byłam bezkrytyczna wobec ubóstwiania papieża, akademii, pomników i wszelkiego nadmiaru jego osoby, w przekazie potocznym. Jednak kiedy głębiej myślę, to stwierdzam, że osoba papieża, ten mit, jak niektórzy piszą, był i jest nam potrzebny, bo dodawał nam jako społeczeństwu sił, był powodem do dumy, że mamy tak wyjątkowego rodaka  i jednoczył nas. Niszczenie dobrego imienia Jana Pawła jest uderzeniem w serce społeczeństwa, prawda się obroni ale nie wiem jaki przekaz otrzymają  następne pokolenia. Dla 15 latków papież Polak jest historią niczym dla nas II woja światowa…Dwoję  się i troję żebym zdążyła jako świadek, przekazać im klimat i czas tamtych lat, spotkań i myśli zapamiętanych, bo warto, bo tak trzeba.

Współczucie jako wyraz miłości Boga

Często spotykam się z pytaniem jak traktować ludzi, którzy są po in vitro lub deklarują  styl życia homoseksualny….Czy będąc z nimi w przyjacielskiej relacji nie popieram ich czynów, nie mówię im, wszystko w porządku? Jest dla mnie oczywistym, że zawsze z miłością należy z nimi rozmawiać i mieć dobre relacje, ponieważ sama nie jestem człowiekiem bez grzechu. Do takiej postawy dochodziłam stopniowo, poprzez różne kontakty i relacje.

Duże wrażenie na mnie zrobił ks. Mike Schmitz popularny amerykański duszpasterz akademiki, kiedy mówił do młodzieży  w jednej z katolickich uczelni, o tym, że Bóg jest Miłością i jasno przedstawiał młodym nauczanie Kościoła, na temat homoseksualizmu, pokazując szeroki kontekst i piękno proponowanej drogi.

Wydaje mi się, że jedną z priorytetowych rzeczy jest  szukanie takiego języka i takich form mówienia  o Panu  Jezusie, które pozwoliłyby wszystkim ludziom czuć się kochanymi i przyjętymi przez Kościół również wtedy kiedy grzeszą, łamiąc przykazanie piąte i  szóste, bez zmiany nauczania Kościoła. To jest bardzo wąska i niełatwa ścieżka ale kluczem byłoby tutaj współczucie, rozumiane nie jako litość, (my dobrzy okazujemy wam współczucie) ale jako współodczuwanie z kimś jego dramatu, bo tak niejednokrotnie jest w dziedzinach związanych z płciowością i życiem ludzkim.

Kiedy czytam Ewangelię o przebaczeniu, o nie noszeniu urazy, o pogodzeniu się z bratem zanim przystąpisz do Stołu Pańskiego, niech mowa wasza będzie tak, tak, nie, nie, pytam, Panie kto zdoła się zbawić? Jak bardzo wymagająca jest Twoja miłość.

Wtedy przychodzi mi na myśl Miłosierdzie Boże i współczucie Boga. Nie osąd, a  współczucie właśnie.

Niedawno oglądałam bardzo ciekawy wywiad Weroniki  Kostrzewy dziennikarki Radia Plus i prowadzącej  kanał Miejsce Spotkania, z Ks. Robertem Wielądkiem na temat dzieci poczętych metodą in vitro oraz o osobach homoseksualnych, nauczaniu Kościoła i o tym jak ono jest interpretowane przez ludzi, którzy  tego nauczania nie znają. Wywiad  wydawał mi się  szczególnie interesujący , ponieważ, ciągle towarzyszy mi pytanie jak nie zamazywać prawdy o grzechu, a jednocześnie przyjmować grzesznika z miłością? Mogłam tam zobaczyć człowieka  pełnego współczucia i zrozumienia dla dramatu ludzkiego, który mówi o spotykaniu się z ludźmi, wysłuchiwaniu ich historii  i współodczuwaniu z nimi, jednocześnie mówiąc o sakramencie pokuty.

Kiedyś zrobiło furorę słowo,  czułość, powtarzane po wielekroć jako antidotum dla współczesnego człowieka spragnionego miłości.

Jednak współczucie, współodczuwanie z kimś, czucie z kimś  w jego najgłębszym dramacie  jakim jest grzech, wydaje mi się czymś bardzo przejmującym.

Czyż nie z tego  powodu Bóg umarł za nas na krzyżu?

Aniela Merici, święta na kryzysowe czasy

Aniela Merici żyła na przełomie wieków XV/XVI w dokładnej daty jej urodzenia nie znamy, między 1470 a1474 jak podają hagiografowie, urodziła się  w Desenzano we Włoszech, zmarła w 1540r a 1535r założyła Towarzystwo Świętej Urszuli.

Na czym polegała wyjątkowość tej świętej? Prosta kobieta, gromadziła wokół siebie elitę Brescii, służyła im radą i mądrością, a przy wsparciu bogatych wdów pomagała ubogim, chorym, których w ówczesnym niespokojnym czasie nie brakowało, przy tym wszystkim prowadziła głębokie  życie modlitwy i umartwienia. Nowa forma życia jaką zaproponowała, to kobiety żyjące w świecie, nie za klauzurą, pomagające najbardziej potrzebującym i przyjmujące styl życia na wzór pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej. Aniela była tercjarką Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego i żyła tą duchowością. Zastanawiałam się dlaczego była tak popularna w niemałym już wówczas środowisku Brescii. Niektórzy pisarze podają, że Brescia była w tamtym czasie bardzo protestancka, co wiązało się z wieloma niepokojami.

Aniela, przekonywała do siebie ludzi swoim głębokim oddaniem Chrystusowi i wielką miłością, nazywano  ją Matką – Siostrą, niosła nadzieję i pociechę dobrym i mądrym słowem tym, którzy tego potrzebowali oraz pomoc materialną.

W tamtych czasach zamętu jawiła się jak światło w tunelu, który nie wiadomo dokąd prowadzi.

Dlaczego jest świętą na czas kryzysu?  Ponieważ uznała, że w trudnych czasach dla Kościoła, a nie wątpliwie w takich żyła, potrzebny jest radykalizm ewangeliczny, głęboka wiara i miłość do Chrystusa i drugiego człowieka, i była konsekwentna w realizacji tego planu.

Aniela była jedną z tych świętych, których Pan powołał do odnowy Kościoła obok św. Ignacego z Loyoli i Teresy z Avila, każdy z nich odegrał swoją rolę w przezwyciężaniu kryzysu i nadawaniu nowego smaku Ewangelii, w środowisku w którym żyli oni, a potem ich córki i synowie.

I na koniec  Aniela  nie założyła Zakonu ani, żadnej szkoły, to Karol Boromeusz chcąc zachować charyzmat urszulanek  spowodował, że urszulanki stały się zakonem klauzurowym, a Kościół zlecił urszulankom dzieło edukacji. Pod konie XVII w, niemal w całej Francji były urszulańskie szkoły dla dziewcząt.

Każda epoka ma swoje kryzysy i każda epoka ma swoich świętych, ponieważ Pan ich wzbudza, może to ktoś blisko  ciebie?

 

Życie konsekrowane po latach.

Chętnie czytamy i oglądamy młodych ludzi, którzy mówią lub piszą o swoim powołaniu, tak, ja też. Zastanawiam się jednak co miałabym do powiedzenia o powalaniu po przeszło 30 latach życia zakonnego? Czy może to być interesujące dla innych? We wcześniejszym blogu kilka lat temu popełniłam taki wpis i cieszył się on sporą popularnością jak na możliwości powstającego blog dlatego zamieszczam tu link https://sklaraosu.blogspot.com/2017/02/oddac-zycie-bogu.html

Do myślenia na  temat powołania  sprowokowała mnie książka Zagrożenia i  wypaczenia życia zakonnego  Dysmosa de Lassus, którą właśnie czytam, szczególnie mnie zaintrygowało zdanie, że życie zakonne jest jak chodzenie po grzbiecie górskim. O samej książce napiszę coś więcej, jak ją przeczytam do końca. 

Bardzo mi się spodobało to zdanie i myślę, że nie tylko życie zakonne jako pewna forma, jest chodzeniem po grzbiecie górskim ale także powołanie pojedynczych jednostek. Dlaczego?

Nie jest to decyzja, którą  raz się  podjęło i jakoś się trwa lub wegetuje w dalszym życiu, tylko jest to rzeczywistość, która stale wymaga rozwoju, refleksji i niejednokrotnie zmagania. Równowaga, czyli chodzenie po tym grzebiecie, wymaga  harmonijnego łączenia człowieczeństwa z Łaską Bożą. Inaczej mówiąc nie zapominając o tym, że jestem człowiekiem, dbać o autentyczne życie w Bogu, coraz bardziej i głębiej. Co w praktyce nie jest wcale takie oczywiste i proste. Istnieje tyle możliwości wygodnego życia tylko dla siebie.

Po sporym stażu życia zakonnego, słowa, takie jak, miłość i szczęście, jeśli chce się być uczciwym, nie przychodzą tak entuzjastycznie jak w młodości. Za to towarzyszy przekonanie, że nie ma nic bardziej pięknego niż oddanie całkowite swojego życia Bogu, że On jest wart wszystkiego i mówienie czy pisanie na ten temat wydaje się wręcz żenujące.

Po latach  jest się  jak starzejące  drzewo, wiatrami wysmagane, z nadłamanymi gałęziami, stojące na pewnym gruncie, przekonane, że po zimie przyjdzie wiosna, a suszy, deszcz obfity.  Że jedynym punktem odniesienia dla  drzewa jest Słonce , któremu na imię Jezus.

I nie ważne czy jesteś cholerykiem czy flegmatykiem, jaką pozycję osiągnąłeś, co ludzie mówili, mówią lub powiedzą. Bo twoją siłą jest Pan, coraz bardziej, jaśniej i pewniej, możesz mówić: Bóg sam wystarczy, pomimo słabości.

Powołanie jest jakimś sekretem, to bycie pociąganym przez Kogoś Większego, przekraczającego wszystko co ludzkie i najbardziej piękne i ten Ktoś Tajemniczy ciągle cię pyta: Czy chcesz? Czy miłujesz mnie?

 

 

Zbudować na nowo

Mam już powyżej dziurek w nosie, nieustannego czytania o wykorzystywaniu seksualnym w Kościele, o jednej sprawie  kilka razy na różne sposoby, dlatego, że każda taka sytuacja dotyka mnie głęboko, ponieważ utożsamiam się z Kościołem, z tym co w nim dobre i piękne, jak również z tym co bolesne i grzeszne. A tego grzechu sporo się nagromadziło w ostatnim czasie.

Swoją drogą to bardzo ciekawe, że nie mogłam znaleźć ani jednego artykułu na temat niesprawiedliwości i zła jakie spotykało kardynała świętej pamięci  Pella.

Czasami mam wrażenie jakby w Kościele nic innego się nie działo tylko wykorzystywanie seksualne, we wszystkich możliwych odmianach nieprawości.

To że zaufanie tak duże, kiedyś, do księży i do hierarchii zostało zniszczone jest dla mnie sprawą oczywistą, brak kandydatów do stanu kapłańskiego w moim odczuciu, jest tego wyraźnym znakiem. Dzisiaj ksiądz musi sobie zapracować swoją postawą na zaufanie wiernych.

Wszyscy mówimy o kryzysie w Kościele ale nikt nie mówi, co z nim zrobić. Wszyscy mówimy, że  źle się dzieje ale nikt nie pisze o sposobach wyjścia z tego kryzysu. Wylęknieni czekamy na kolejne doniesienia medialne, co napiszą i kiedy napiszą. Niektórzy okopują się w Tradycji jako najlepszym antidotum na zgniliznę Kościoła, pogłębiając w ten sposób podziały wewnętrzne. Niektórzy obojętnieją a  niektórzy zgorszeni odchodzą. Czasem chciałabym krzyczeć także  sobie : Podnieście głowy i nabierzcie ducha. Chrystus nie opuszcza swojego Kościoła, On w nim żyje i działa.

Przypomina mi się jak kiedyś słynny ksiądz Youtuber, oburzał się na arcybiskupa Gądeckiego, który powiedział, że musimy zrobić wszystko, alby ludzie wrócili do Kościoła, na Eucharystię. Kiedy usiłuję mówić młodym czym Kościół jest w istocie, bardzo często  myślę, że to arcybiskup miał rację, nie popularny youtuber, dlatego, że Eucharystia jest czymś najcenniejszym co Kościół ma w kryzysie  i z tego spotkania z Bogiem i poczucia wspólnoty może przyjść odrodzenie.

Świeccy, jak czasem słyszę, bez odważnych i pobożnych kapłanów nie odnowią Kościoła mogą to zrobić tylko razem. Potrzebujemy nie planów duszpasterskich ale odważnych działań i  świętych kapłanów, jasnego nauczania Kościoła, bez przymilania się światu i miłosierdzia najpierw wobec siebie w Kościele.

Panie pobudź odważnych i dobrych kapłanów do działania w Twoje Imię i dla dobra wszystkich wierzących, daj nam chrześcijan gotowych  do świadczenia o Tobie, byśmy widzieli światło pośród mroków tego świata i byli nosicielami Nadziei, którą jesteś Ty Sam.

Czy grzesznik może być artystą religijnym?

Sprawa o. Rupnika poruszyła wiele osób, między innymi dlatego, że był znanym artystą, rekolekcjonistą, autorem książek i człowiekiem ciszącym się autorytetem. Grzechy w dziedzinie seksualnej zawsze będą bolesne i będą wzbudzały zgorszenie, oburzenie i zniechęcenie. I tak jest również z mojej strony. Zło się wydarzyło.

Chciałabym jednak zwrócić uwagę na wątek twórczości Ojca Rupnika i obecność jego mozaik w wielu Kościołach na świecie. Czy teraz będą one usuwane? Jego twórczość budziła zachwyt, podziw i refleksję, przybliżała do Boga, stawała się inspiracją. Czy grzech człowieka, najokropniejszy nawet, niweczy wszystko co zrobił do tej pory? To wstyd mówić, że zachwycały mnie jego mozaiki? Będziemy przemilczać kto jest autorem wielu scen ewangelicznych w Kościołach? Czy należy uznać, że cała jego twórczość, to tylko popieranie kolesi, jak sugeruje to artykuł, który niedawno przeczytałam?

Czy  piękne dzieła zawsze idą w parze ze świętością artysty?

W pewnym okresie swojego życia przeżywałam zachwyt dziełami Caravaggia, i zainteresowałam się jego życiorysem, okazało się, że był to awanturnik i rzezimieszek, a nawet miał dopuścić się morderstwa człowieka, jednak nigdy nie wypuszczał ze swoich rąk Biblii. Ciekawe, co musiał przeżywać artysta kiedy tworzył ,zdjęcie z krzyża?   Nikt kto zetkną się z twórczością tego malarza nie powie, że jego myśli, nie wyrywały się ku Bogu, a przynajmniej ku rzeczywistości większej niż tylko to na co patrzył.

Tak, trzeba oddzielić artystę od  dzieła, chociaż nie wszyscy byliby tutaj zgodni i nie wiem co na to historycy sztuki. Ja jednak nie przestanę podziwiać mozaik Rupnika.

Myślę, że żaden, człowiek nie jest do końca zły, a zło powinno być nazwane i ukarane sprawiedliwie, jednak każdy ma prawo do godności.

W czasach Pana Jezusa ludźmi najbardziej pogardzanymi byli poborcy podatkowi i nierządnice , w naszych czasach są to,  księża pedofile oraz  księża, którzy wykorzystali seksualnie, co zresztą jest obrzydliwe.

Jednak Pan Jezus powoływał tych najbardziej pogardzanych i im wybaczał. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych ale grzeszników. Czy my katolicy, mamy odwagę nazwać zło po imieniu i wybaczyć? Czy będziemy się pastwić nad brudem człowieka, aż upodlimy go przez lincz społeczny do końca, bo na to zasługuje?

Stawiam też pytania o sposób mówienia o pedofili i nadużyciach seksualnych  w Kościele. Szczególnie przez publicystów katolickich.

Pozdrawiam.

P.S. Tekst napisałam po przeczytaniu artykułu p. Moniki Białkowskiej w Więzi.

 

 

O bezbronnym życiu ludzkim

W czasie Bożego Narodzenia nie można nie myśleć o życiu, a dzisiaj jeszcze Święci Młodziankowie, na nowo prowokują do pytania: Czym  jest życie ludzkie? Jaką ma wartość i cenę, jeśli o takiej można mówić? Czym jest życie człowieka nienarodzonego? Współczesna cywilizacja, tworzy sztuczną inteligencję, przeszczepia serce, opracowuje leki na raka, chce chronić środowisko naturalne, jednocześnie odbierając prawo do życia ludziom bezbronnym, chorym i starym.

Zastanawiam się czy trzeba być człowiekiem wierzącym, aby wiedzieć, że życie, które się poczęło jest człowiekiem? Czy nauka może zaprzeczyć, że to jest ludzki zarodek? Że z tych komórek może powstać tylko człowiek? Dlaczego cywilizacja, która wydaje się w swoich dokonaniach dosięgać Boga, za jeden ze swoich priorytetów stawia sobie prawo do zabijania dzieci? W imię osobistej wolności? Odnoszę wrażenie, że pogubiliśmy się w gąszczu pojęć. Czy mogę jako osoba wierząca powiedzieć: Nic się nie stało, to Twój wybór, miałaś do tego prawo?

Nie daje mi spokoju myśl, czy jako chrześcijanie, dla których Bóg stał się człowiekiem  możemy być obojętni na życie bezbronnych istot? Czy możemy mówić, to mnie nie dotyczy? Ja wierzę w Jezusa. Czy ochrona życia jest sprawą polityczną, czy sprawą tożsamości chrześcijańskiej? Czy Bóg stworzył coś doskonalszego niż człowieka?

Wydaje mi się, że nie mogę być chrześcijanką, katoliczką , jeśli nie stoję po stronie  każdego życia. Kim jest człowiek, że o nim pamiętasz, Panie, uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów.ps.8. Brak jednoznaczności w postawach typu: tak ale …  Zwłaszcza wśród księży, chcących się przypodobać światu, a nie Panu Jezusowi, prowadzi do zamętu wśród ludzi wierzących i szukających szczerze.

Kończąc, chciałbym dodać, że  gdybym nie była zakonnicą, byłabym feministką chrześcijańską, która walczy o prawo do godnego rodzenia dla ubogich i porzuconych kobiet, tworzyłabym domy samotnych matek i zabiegałabym o powstanie większej ilości hospicjów perinatalnych, walczyłabym o prawa matek wychowujące niepełnosprawne dzieci,  o ich godziwe wynagrodzenie i szacunek, tworzyłabym stowarzyszenia rodzin wielodzietnych i zmieniała nastawienie społeczne do wielodzietności itd.  Ktoś powie z przekąsem Matka Teresa, ktoś się uśmiechnie z politowaniem, może… Pomarzyć zawsze można.

Tym czasem, modlę się za kobiety wszystkie i o odważne stawanie po stronie życia nas ludzi Kościoła  księży, sióstr i świeckich. Pozdrawiam.

 

Po raz pierwszy tutaj

  Zaczynam kolejną przygodę z blogiem, chociaż wszyscy mówią, że pisanie jest passe, a teraz  ogląda się filmy i filmiki najlepiej do 15 sekund. Muszę przyznać, że pośród wszelkiej działalności w Internecie, chyba w pisaniu czuję się najlepiej, dlatego postanowiłam wbrew modzie i trendom, wrócić i spróbować jeszcze raz, w innej formie i stylu. Pierwszego bloga przestałam prowadzić w okresie pandemii, wydawało mi się, że nie mam nic sensownego do powiedzenia wobec zalewu wszelkiej informacji prawdziwej i nieprawdziwej jak i wobec tego co działo się w Kościele i wśród ludzi Kościoła. Nie wiem czy dzisiaj mam, ale na pewno jestem w jakiś sposób inna i chciałabym podjąć to pragnienie pisania na nowo. To tyle tytułem wstępu.

Przejdź do paska narzędzi